2011/03/25

Jakość nagrań, a słuchacze

[photo: irishsoundengineer.com]
Przypuszczam że zdecydowanie chcesz brzmieć studyjnie. Ale czy na pewno jest to ten czynnik który decyduje o tym, jak dużym zainteresowaniem cieszą się Twoje produkcje? Czy jakość studyjna to coś co może sprawić, że zyskujesz wiernych słuchaczy?


4 powody, dlaczego nie walczę o jakość za wszelką cenę...

1. Homerecording i tak ma ograniczone możliwości techniczne! 

Twoje wydatki na sprzęt mają trzy zera na końcu, ich wydatki na sprzęt mają tyle zer, że boję się pomyśleć. To że impulse responses są dla nas dobrą alternatywą dla kolumny Mesy, nie doprowadziło do usunięcia kolumn Mesy z zawodowych studio - bo nic nie zastąpiło jeszcze prawdziwej rzeczy! W domu można zabrzmieć niemal zawodowo, ale zawsze będzie to jakoś ustępowało produkcji wysokobudżetowej. Jesteśmy w strefie, gdzie za te brakujące pieniądze trzeba nadrobić wspaniałą treścią, koncepcją, "błyskiem w oku". I taki potencjał moim zdaniem spokojnie wystarczy, żeby konkurować wręcz z nieograniczonymi budżetowo wykonawcami.

2. Na szczęście nie potrzebujesz brzmieć idealnie. Brzmij dobrze

W dodatku pasuje tu popularna zasada 80/20, czyli 20% czasu pracy przynosi 80% efektu końcowego, a doszlifowanie (ostatnie "20% brzmienia utworu") pochłania aż 80% czasu pracy! A tu nie chodzi o liczenie czegokolwiek - po prostu pracuj nad nagraniem tyle, ile powinieneś - nie za krótko, ani nie za długo. Ale daję Wam rady, a sam w tym czasie szukam balansu . . .

3. Słuchacz nie wymaga od Ciebie brzmienia, wymaga muzyki*.

Posłuchaj The White Stripes. Na podstawie ogólnoprzyjętych zasad produkcji, i tych wszystkich zasad dobrej roboty które każdy z nas ma gdzieś w głowie, powiedziałbym - koszmar! Możnaby wskazać np. złe pasma, złe proporcje, złą panoramę i wszechogarniający nadmiar Big Muff'a. I o gustach się podobno nie dyskutuje i nie chciałbym nikogo drażnić - skoro właśnie takie brzmienie jest częścią wizji artystycznej White'a. Niemniej jednak, przesłanie tego akapitu jest takie, że przeciętny słuchacz od nagrania nie wymaga aż tak dużo. Ma być poprawne, wyraźne, niebolesne i co najważniejsze - naturalne (!). Wystarczy mieć dobrą muzykę i będzie dobrze, jeżeli zaledwie "uchwycisz" ją w poprawnym miksie, o poprawnych proporcjach, bez większych problemów z przestrzenią częstotliwości i o zamierzonej dynamice. Naprawdę Jola nie przejmuje się tym, czy w jakiejś piosence stopa zachodzi pasmowo na basówkę czy nie i jakie ratio kompresora zastosowałeś. To ma tylko nie brzmieć tandetnie oraz nie powodować bólu głowy jakimś dziwnym podbiciem powodującym "smażącą górę", czy męczące pudełkowe brzmienie.

* - Tutaj nie chciałem namawiać do ignorancji, nie uczenia się trackingu i miksowania ... wręcz przeciwnie - bierz sprzęt jakikolwiek masz pod ręką włącznie z mikrofonami za 30zł, starymi głośnikami przerobionymi na mikrofony itd...  i po prostu zagraj coś cudownego, zaśpiewaj wspaniale i świetnie zmiksuj - publiczność Cię pokocha.

Nie chcę formułować swoich zasad itd, bo jestem młody i nic nie widziałem, ale dobre wykonanie partii instrumentalnej albo wokalnej w wielu wypadkach usprawiedliwi prawie każde, najgorsze brzmienie! Nawet marny mikrofon (typu 10-50zł), czy przetwornik piezoelektryczny gitary akustycznej może znaleźć swoje miejsce w świetnym miksie, jeśli wszystko będzie idealnie zagrane i w przemyślanej aranżacji. Ale nie zawsze. Ryzykowna teza: czy realizatorzy kilkadziesiąt lat temu nie używali tak samo złych mikrofonów jak ten za 30zł? (komentarze pod spodem bardzo mile widziane!)

4. Część popularnych starszych nagrań nie dorasta do pięt temu, co możemy zrobić korzystając ze swoich tanich interfejsów i zwykłych kolumn stosowanych w roli monitorów.

Nie wiem jakie jest Twoje doświadczenie, umiejętności muzyczne i pomysły kompozycyjne, ale wielu muzyków robi co najmniej tak dobre utwory, jak "gwiazdy". Jestem cynikiem, nikt mnie nie przekona do czegoś faktem, że jest to "cenione na całym świecie". Myślę że każdy z Was, muzyków, ma choć jednego znajomego, który mógłby zawstydzić gwiazdy. Szczególnie gdyby dać im równą ilość pieniędzy na zrealizowanie albumu...

Ale kwestie sprzętowe nie są usprawiedliwieniem, ponieważ stare zespoły takie jak np. The Beatles pracowały w bardzo marnych warunkach sprzętowych za sprawą np. ograniczonej ilości śladów w rejestratorze taśmowym. Słyszałem ostatnio że w jednym z utworów, kreatywność Beatlesów została wymuszona koniecznością zmieszczenia całego utworu w oszałamiających... czterech śladach (i dalej dociera to do mnie). Ale to jeszcze nic, bo nawet niedawno w epoce analogu, profesjonalne studia miały bardzo ograniczony outboard (jakiekolwiek kompresory, korektory, efekty) - bo po prostu były to cenne sprzęty elektroniczne, a nie wtyczki VST które odpalasz w dowolnej liczbie instancji.

Ważna rzecz której większości z nas brakuje: Marka!

Można wymienić wiele popularnych utworów, szczególnie starszych, które z punktu widzenia inżynierii dźwięku brzmią źle, co nie przeszkadza im stanowić "klasyki rocka", "klasyki bluesa" itd.

Znane zespoły konsekwentnie robiły swoje, pojawiały się przez lata na nieskończonej liczbie scen, korzystały z pojawiających się okazji, a w końcu zbudowały swoją "legendę". Często mówi się o przypadku, który wyciąga zespoły z całego wręcz oceanu lepszych i gorszych grup. Czyli niekoniecznie umiejętności, a być może przypadek! Jak wiadomo nie od dziś, najlepszy sposób na zdobycie ogromnej ilości fanów to ...posiadać jak najwięcej fanów! Taki jakby efekt lawinowy. Oczywiście, trzeba też dbać o promocję, ale to rutynowa sprawa. Obserwując znane kapele widzę, że do wybicia się potrzeba jakiegoś przełomowego osiągnięcia, albo superprzypadku. Często jest tak, że znany zespół posiada kilka kawałków przełomowych (w najgorszym razie tylko jeden, co wróży źle), a reszta numerów jest może przeciętna. Czyli wtedy fanów trzyma przy wykonawcy jakby marka. To właśnie mocny brand sprawia, że słuchasz trzy razy na siłę czegoś, co sprawiło na Tobie kiepskie wrażenie, bo wiesz że niektóre utwory trzeba poznać, żeby je zrozumieć. To jest znana kapela i klasyka gatunku, więc to z Tobą musi być coś źle, jeśli nadal go nie kumasz. Marka zespołu powoduje, że mamy skłonność do oceniania wszystkiego pozytywnie.
Być może masz już ciekawe dokonania muzyczne. Wyobraź sobie tylko co by było, gdyby każdy kto ma kontakt z linkiem do Twojego dema, dał mu tę ogromną szansę i ... po prostu przesłuchał je porządnie trzy razy (tzn. do momentu aż porządnie je zrozumie). Żeby pokonać znany zespół z klasyki rocka w oczach słuchacza, nie możesz być tak samo dobry jak gwiazdy. Potrzebujesz być w pewnym sensie, dla części osób ... lepszy!


Wróćmy do produkcji audio.
Powyższe dość ogólne argumenty były tak naprawdę próbą przekonania Cię do poglądu, że jakość dźwięku nie jest tym, co odgrywa kluczową rolę. W prawdzie pierwsze wrażenie liczy się bardzo, ale to, co obroni Cię lub zdyskwalifikuje to umiejętności muzyczne, marka, styl. Kolejność przypadkowa. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że słuchacz nie przejmuje się tym, że miks jest nieco zbyt płaski, ma za mało góry, ma za mały "punch". Ludzie słuchają nie tylko wypolerowanych perełek, ale też szorstkich, surowych kawałków. Na przykład bardzo stare nagrania cieszą się niezłą popularnością. W muzyce rockowej i metalowej w zasadzie oczekuje się od Ciebie, żeby 'był czad'. Czad otrzymujemy za pomocą dynamiki i przede wszystkim ogólnopojętych umiejętności muzycznych... dużo czadu kryje się w dynamicznej perkusji i basie, a nie samej gitarze. Raczej nie uda się otrzymać "czadu" poprzez nadmiar gain'u czy siarczyste nasycenie ścieżki gitary rytmicznej (One są nieraz paradoksalnie wrogiem Twym!) ;)

Czy monitory są potrzebne?
Porównując (dość powierzchownie) osiągnięcia ludzi posiadających monitory z osiągnięciami ludzi nie posiadających ich, zaryzykuję i wyciągnę wniosek, że... obojętnie czy je masz, czy nie! Po prostu jedni robią dobrą muzykę i nadrabiają braki w wyposażeniu, a drudzy mają, jak to się zwykło mówić, "więcej sprzętu...".

Oczywiście w dobrych studiach już nie uświadczysz realizatorów nie używających monitorów. Ale z ostatniej lektury Sound on Sound dowiedziałem się, że są tacy realizatorzy, którzy używają małej wieży do odsłuchu, w momencie, kiedy obok stoją zawodowe monitory! W myśl zasady: jeśli na tym czymś mój miks zagra dobrze, to już musi na wszystkim. Ale czyż nie o to samo chodzi z prawdziwymi monitorami?

Najważniejsze jest to, żeby znać swój sprzęt, czyli ciągle słuchać na nim róznej muzyki, w taki sposób, aby przyzwyczajenie do jego brzmienia tak jakby "wyprostowało charakterystykę" odbieraną przez Twój umysł, sprawiło że brzmienie głośników jakoś odruchowo pomijasz. Mój sposób pracy jest taki, że staram się odsłuchać swoje miksy na innych urządzeniach niż "hifi" na którym pracuję. Dzięki temu wyłapuję nowe problemy i zbliżam się do tego, jak brzmieć mam zamiar. Swoją drogą, takie różne "wieże" mają często przyciski przyjmujący różne magiczne nazwy typu "Power Sound". Wystarczy ową funkcję wyłączyć i słyszysz swój miks goły i wesoły bez żadnych exciterów. Trochę jak w monitorach. Z kolei warto z powrotem włączyć Power Sound, żeby zobaczyć, czy kawałek nie jest przebasowany i czy nadal wszystko dobrze jest słyszalne w miksie. Ten często spotykany exciter całkiem znacznie zmienia proporcje instrumentów!

Podsumowując - jestem przeciwnikiem zakupu monitorów, jeżeli jeszcze nie kupiłeś wystarczająco dobrych narzędzi do wbijania dźwięku do komputera. Każdy ma inne potrzeby, ale między innymi mogą to być:

  • mikrofony różnych typów (trzeba mieć koniecznie choć jeden dynamiczny, warto mieć choć jeden pojemnościowy)
  • klawiatura midi
  • pady perkusyjne

I uzupełnić listę według swoich potrzeb. A może lepiej wydać część tej kasy w pubie, kawiarni, kinie, sklepie z płytami, księgarni? Żeby trochę zainspirować się ludźmi, kulturą czy ideą - a dopiero potem stworzyć o tym "znaczącą" muzykę? Nieraz za bardzo tracimy z horyzontu to coś, co sprawiło, że dziś włożylibyśmy cały wolny czas i każdy pieniądz na tworzenie muzyki, umiejętności, czy sprzęcik do studio - a ten cel to oczywiście miłość do muzyki!

Update 2013

10 komentarzy:

  1. Bardzo ładnie panie Łukaszu. Podobie mi się ;) Pozdrawiam.

    Werman

    OdpowiedzUsuń
  2. "Posłuchaj The White Stripes. Przecież realizacyjnie to jest jakiś koszmar. " - posłuchałem :) Nic nie słyszę z tego co piszesz, bo... słon na ucho mi nadepnął :P

    A zasada Pareto rzeczywiście pasuje wszędzie :)

    Kiedy czytałem tego posta, czułem się taakim ignorantem w tej dziedzinie ;]

    Jakub Gruchot

    OdpowiedzUsuń
  3. @Kuba: Te niedoskonałości są elementem stylu The White Stripes, dlatego ich obserwowanie może być faktycznie utrudnione dla osoby nie robiącej dźwięku. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Słuchacz nie wymaga od Ciebie brzmienia, wymaga muzyki"
    Jak kupuję płytę to oprócz dobrej muzyki ma też dobrze brzmieć!
    Jeżeli tak nie jest to po 3 przesłuchaniach więcej tej płyty nie słucham. Nietoleruję płasko brzmiących płyt, a to niestety jest teraz na porządku dziennym. Słaba dynamika, nienaturalne brzmienie, płaski bas, spłaszczona góra.
    Pozdrawiam Dragon

    OdpowiedzUsuń
  5. Sensownie piszesz i sporo rozumiesz. To zdecydowanie atuty tego bloga. Prosiłbym tylko o jedną rzecz - zmień kolorystykę :) Nic nie męczy tak wzroku jak białe litery na czarnym tle. W okolicach akapitu 4. zaczęło mi się już wszystko rozmydlać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za cenne uwagi, oto prezentuję nową kolorystyke i mam nadzieję że Wam podpasuje i uprzyjemni czytanie bloga. Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Masz ciekawe spojrzenie na swiat muzyki ktory mi sie podoba .Coz z tego ze nagranie jest nasycone efektami i wirtualnym sprzetem i innym hukiem jesli wykonawca nie wie co chce przekazac.Jak bede chciał posuchaj huku to przejde sie pod jakis zaklad mechaniczny tam jest go wystarczajaco duzo.Jesli ktos stworzy cos wspanialego to poslucham nawet na słabej plycie nie wszystko musi byc jak orkiestra symfoniczna.Pisz nadal bo doskonale to rozumiesz co chcesz powiedziec :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też proszę byś zmienił kolorystykę. Oczy mnie bolą i łzawią po 4 wpisach ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po licznych mailach i komentarzach zmieniam kolorystykę na bardziej klasyczną - mam nadzieję że to rozwiązuje problem. :)

      Usuń